Tragiczne rozstanie z beretem 1978r.

17.01.2018

Do Kompanii trafiłem na własną prośbę. Poprzednio służyli w 62-giej Ryszard Sobczyk a następnie Marek Sobczyk, moi bracia cioteczni. Marek gdy przyjeżdżał do Warszawy w odwiedziny, zawsze mi imponował swoją pewnością siebie, ale twierdził, że Kompania-to jednostka nie dla mnie, gdyż sobie nie poradzę. To właśnie głównie zaważyło na mojej decyzji. Wstępując do JW. 2457 byłem po 30 skokach w Aeroklubie Warszawskim z uprawnieniami układacza większości spadochronów, oraz 3 letnim okresie trenowania Judo w klubie „Lotnik” czyli przyszedłem z jakimś zasobem wiedzy i sprawności fizycznej. Oczywiście służbę w Kompanii podjąłem z myślą pozostania na zawodowego żołnierza. Wiązałem z tym całą swoją przyszłość. Nie muszę mówić, co się działo, jak stare wojsko dowiedziało się o powyższym. Jeszcze „śmieszniej” było jak doszło do Nich, że Marek Sobczyk jest moim bratem! Jak Ten „przetrenował” wojsko na ćwiczeniach, to w nocy ja musiałem to odpokutować i nie było to śmieszne…. lecz nigdy się nie poskarżyłem Markowi chociaż często o to pytał. – Przeżyłem – . Na obozie spadochronowym w Oleśnicy 1978r. poza zajęciami dane mi było parę razy wyskoczyć z Kadrą na pożyczonym SW-5 a nawet major Żdan pożyczył mi swój PTH-6 co potraktowałem jako wyróżnienie. Na ćwiczeniach w grupach z „rakietówką”, kierując się własnym pomysłem, zaczepiłem w lesie drwala, po rozmowie zaprosił mnie i mojego kolegę do domu. (Jeżeli to przeczyta żołnierz, który był tam ze mną proszę o kontakt zapomniałem Jego nazwisko, jak się spotkamy to w tygodniu się nie skończy. Po kilkunastogodzinnym leżeniu w krzakach obserwacja szosy z okien chaty – była super. Dom drwala stał przy szosie i co gorsze naprzeciwko sklepu … Oceniając sytuację poszedłem „za ciosem” Przebrałem się w ciuchy drwala; czapka uszanka, kufajka takie same spodnie, buty filcowe, rower z uwiązaną do ramy siekierą wyglądałem jak On. Broń i dokumenty zostawiłem koledze a sam pojechałem na poligon „zającowski”. Zrobiłem jakiś szkic oraz wypytałem żołnierza na „na czujce” w rowie o inne szczegóły. Następnie aby być wiarygodnym wziąłem od Niego kasę na 10 l. bimbru, który rzekomo pędził mój Tatko i tyle mnie widział. ( Zapobiegłem wystrzeleniu rakiety nie w tę stronę co trzeba ). Złożyłem meldunek w lesie, ku zdziwieniu reszty grupy. Do dziś pamiętam Ich miny…Po wcześniejszym ustaleniu z drwalem – zaproponowałem dowódcy plutonu aby przenieść się do stodoły drwala i z stamtąd prowadzić dalsze działania, usłyszałem aprobatę. Po przeflancowaniu całej grupy do stodoły zainwestowałem kasę zająca w zakupy, zakupy oraz zakupy i było super. Była okazja trochę, zbliżyć się ze starym wojskiem. Dodam, że gospodarz oraz jego rodzina była bardzo zadowolona i dumna, że bierze czynny udział w manewrach wojska. Po ćwiczeniach d-ca Żdan pochwalił mnie i darował karę za zatrzymanie mnie w Legnicy przez WSW za spóźnienie z przepustki oraz stan nietrzeźwy… A w jakim stanie miałem wracać od Panny ??? z wioski, gdzie beret wzbudzał wielką atrakcję prawie jak święto… W wojsku miałem jeden problem gorszy chyba od starego wojska. Była to jazda na szmacie i loty na miotle…do dziś mam awersję w posługiwaniu się tym sprzętem. Nie bawiło mnie zbieranie wody z korytarza, która za chwilę pojawiała się z powrotem za sprawą kopa kaprala w wiadro. Znalazłem na to sposób, zacząłem w tym czasie ćwiczyć w sali Judo ze starym żołnierzem, który miał w tej dziedzinie spore umiejętności. Oczywiście On ćwiczył a ja starałem się wykorzystać swoje umiejętności w padaniu i przewrotach…wolałem to, niż jazda na szmacie. Jak nie trenowałem Judo to zgłosiłem się do malowania fali mojemu d-cy grupy i tak unikałem niechcianego zajęcia. Moi koledzy z plutonu patrzyli na to krzywo, ale trudno. Co poradzę, że dla mnie ćwiczenia to na poligonie a nie w koszarach na szmacie. Jednak moje życie i plany zostały wystawione na próbę, jak dowiedziałem się od Dowódcy mjr Żdana, że chwilowo nie ma dla mnie etatu. Proponował po moim wyjściu do cywila za około rok sprawa się wyjaśni i zostanę powołany do zawodowej służby. Dla mnie było to nie do przyjęcia. Wówczas całkiem się załamałem, byłem gotów wstąpić do „Wermachtu” aby zostać w służbie. Coś we mnie pękło, przestało mi zależeć.

 

 

 

Jakimś cudem Pan Miara kierownik Kasyna załatwił mi pracę w Kasynie w charakterze kelnera, gdzie poznałem kpt. Ryszarda Jarmużka, który zaproponował mi ostatnie miesiące wojska spędzić na hali sportowej jako nie etatowy instruktor WF w stopniu kaprala. Jednocześnie załatwił mi przejście na zawodowstwo. Tak zostałem „Zającem”. Rozstanie z beretem dla mnie było tragedią. Po jakimś czasie praca na hali zaczęła dawać mi dużo satysfakcji. Jako kapral przeprowadzałem egzaminy z kadrą zawodową zająców, np. podczas marszobiegu na długie dystanse. Jechałem w dresiku na składaczku a reszta zasuwała klnąc i wyzywając mnie od kotów, a ja miałem z tego radochę. Demonstrowałem różne ćwiczenia na przyrządach, byłem bardzo sprawny fizycznie czyli służba w Kompanii dała rezultaty. ( Dzięki Kadra 62 ). Aby było śmieszniej, na hali sportowej pojawił się chor. Eugeniusz Kamiński z Delegatury WSW wraz ze swoją „świtą” pięcioma żołnierzami sł. Zasadniczej. Poprosił abym poprawił sprawność fizyczną jego podwładnych. No i się zaczęło. Nadzorowałem Ich treningi uczyłem chwytów Judo ( na ile oczywiście sam umiałem ). Po kilku spotkaniach P. Kamiński zaproponował mi pracę w WSW w Delegaturze Bolesławiec. Opowiedział mi na czym praca polega, gdyż znałem ją jedynie poprzez moje zatrzymanie w Legnicy. Tak to zostałem „Kanarem”. Oświadczam, że przez całą służbę nie zatrzymałem ani jednego żołnierza z kompanii, a nawet zdarzało się, że podwoziłem Ich pod Kompanię aby dotarli szczęśliwie na czas. Moją służbę zawodową w WP ostatecznie zakończył fakt, że musiałem brać udział w zamieszkach na terenie Wrocławia. Do dnia dzisiejszego jako 60 letni facet nie wstydzę się przyznać, że przez całe życie cyfra 62 i wspomnienia z Kompanii Specjalnej dają mi wiele radości i są powodem do dumy. Pozdrawiam Dowódcę płk. Andrzeja Żdana oraz wszystkich żołnierzy zawodowych i służby zasadniczej, z którymi miałem zaszczyt służyć. Pragnę jeszcze raz w życiu założyć beret 62 KS.

 

 

 

sierż. rez. Janusz Obuchowicz

Kalendarz
3-4 września 2022
Spotkanie Byłych Żołnierzy 62 Kompanii Specjalnej. Festyn „Komandosi wczoraj i dziś” – 78. rocznica bitwy o Monte Cassino, 55. rocznica sformowania 62ks Commando, 15. rocznica powstania wojsk specjalnych.

Współpraca